Czy można sobie wyobrazić film, wokół którego byłoby większe ciśnienie niż 7-ta część ,,Star Wars”? Pytanie jest retoryczne. Jak więc poradzili sobie z tym zadaniem twórcy nowego filmu z kultowego uniwersum? Tu odpowiedź nie jest już taka jednoznaczna, zapraszam do przeczytania subiektywnej recenzji.
Oczekiwania względem ,,Star Wars: The Force Awakens” były gigantyczne. I jak wyszło? Przebudzenie mocy faktycznie miało miejsce, ponieważ J.J. Abrams przejął pałeczkę od Georga Lucasa niezwykle zgrabnie i zdaje się biec jeszcze lepiej niż sam prekursor sagi.
W największym skrócie: wychodząc z kina po seansie byłem po prostu usatysfakcjonowany. Ten film można było schrzanić na tysiąc sposobów i wiadome jest, że nie sposób sprostać wszystkim oczekiwaniom oraz gustom. Nie mniej, wydaje mi się, że twórcy nowej części zdołali znaleźć ciekawy kompromis między stworzeniem klimatu znanego z klasycznej trylogii, zaimponowaniem efektami specjalnymi i jednocześnie uniknięciem błędów, które irytowały w prequelach. Niedoskonałości części I – III nikt nie wytłumaczył lepiej niż chłopaki z ,,RedLetterMedia”, zaintrygowanych odsyłam do przykładowej recenzji w ich wykonaniu:
Stare gwiazdy zalśniły jeszcze raz
Nagłówek nieco patetyczny, ale trzeba przyznać, że występ starych gwiazd: Harrisona Forda, Marka Hamilla oraz Carrie Fisher stanowił duże wyzwanie. Zaprezentowanie ich dalszych losów, ba, już samo zaangażowanie aktorów w projekt, od początku było kluczem do wszystkiego. Nie zdradzając fabularnych szczegółów, sądzę, że udało się to bardzo dobrze, szczególnie w przypadku Hana Solo, który grał jedne z głównych skrzypiec w ,,Przebudzeniu Mocy”. Niewątpliwie wiele rzeczy zostało jednak niedopowiedzianych i celowo pozostawionych na kolejne odsłony nowej trylogii.
Co mi się podobało – Przebudzenie Mocy recenzja
Najmocniejsza strona filmu to postaci. Gwiezdne Wojny od zawsze były filmami przygodowymi z wyrazistymi charakterami, dla których science fiction stanowi jedynie tło. Zachowanie tych proporcji było bardzo ważne i chyba się udało, ponieważ od samego początku łatwo polubić zarówno Rey (debiutująca Daisy Ridley), Finna (John Boyega) jak i Poe (Oscar Isaac). Interesująco wypada również postać Kylo Rena (Adam Driver), który w mojej ocenie okazał się znacznie ciekawszy i bardziej złożony niż Anakin Skywalker w prequelach. Rozwiązania fabularne okazały się tu, hm, niewyszukane, tzn. dość oczywiste, ale to także bardzo mi się spodobało. Na przykład, o rodowodzie jednego z głównych bohaterów dowiadujemy się w trakcie zwykłej rozmowy, co wyszło bardzo naturalnie. Cliffhanger podobny do tego z ,,Imperium Kontratakuje” z pewnością nie zrobiłby dobrego wrażenia, twórcy filmu wykazali się więc sporym wyczuciem. Przede wszystkim, sądzę, że udało się im zaangażować widza w przeżycia i przygody bohaterów, a w filmie pełnym fajerwerków, bardzo łatwo o ,,znieczulenie” odbiorcy.
Prosty przykład – walki na miecze świetlne. W mojej ocenie, atrakcyjność pojedynków nie polega na rozmachu, lecz napięciu emocjonalnym i zmaganiu między walczącymi. Bohaterowie w trakcie zwarć trzymają się jednej lokacji i nie wykonują szalonych akrobacji, co nadaje walce większego realizmu (o ile można o takowym w ogóle mówić w uniwersum Star Wars). Generalnie, jedna z najbardziej emocjonujących mnie rzeczy w ,,The Force Awakens” to praktyczne efekty specjalne. Tych nie brakuje: stwory, otoczenie, obiekty – większość stworzono naprawdę i to od razu widać, nawet droid BB8 jest praktycznym efektem!
Mankamenty i wątpliwości
Wspominałem już o niedopowiedzeniach w filmie – jest ich niestety sporo. Nie chcę tu zdradzać fabuły, ale zapewniam, że po wyjściu z kina w naszej głowie będzie się kołatać sporo pytań. Z drugiej strony, było to chyba zawsze nieodłącznym elementem Gwiezdnych Wojen, w końcu powstało całe uniwersum komiksowo-książkowe, opisujące historie pobocznych postaci, organizacji, genezy Sithów, Jedi itd. Mimo wszystko, kilka rzeczy nie zaszkodziłoby wytłumaczyć dla widza w klarowniejszy sposób, np. usytuowanie Nowego Porządku, Rebeliantów i Republiki (jeśli jest Republika to po co Rebelianci?).
Przyznam też, że mam pewne wątpliwości co do sposobu zaprezentowania finałowej sceny filmu. Uwaga, tutaj tylko drobny SPOILER – w filmie pojawi się nowa ,,Gwiazda Śmierci”, co stanowi jedno z lustrzanych odbić fabularnych ,,Nowej Nadziei”. Film w zasadzie przypomina reboot pierwszej odsłony Gwiezdnych Wojen. Czy to dobrze czy źle, trudno na ten moment powiedzieć, grunt, że film oglądało się przyjemnie. Czytałem opinie sugerujące, że film był nieco przydługawy – zupełnie nie miałem takie wrażenia, aczkolwiek, tak jak wspominałem, rozegrałbym finał w nieco inny sposób.
Myślę, że ,,Przebudzenie Mocy” będzie łatwiej właściwie ocenić, gdy poznamy dalsze losy nowopoznanych bohaterów. Dopiero wtedy będziemy wiedzieć czy twórcy z J.J. Abramsem na czele wniosą do uniwersum nowe pomysły i rozwiązania, oprócz samych barwnych postaci. Jeśli kierunek obrany w ,,Star Wars VII” będzie podtrzymany i zostanie nam zaserwowane coś na kształt remake’u ,,Imperium Kontratakuje” – będę rozczarowany. Mam jednak nadzieję, że tak się nie stanie, a przed fanami ,,Gwiezdnych Wojen” jeszcze wiele emocji i niespodzianek.